6 sty 2014

Rozdział II ,,O owcy, wilku i lisie"

Niby jakim sposobem miałabym spokojnie przespać całą noc, mając przed oczami wydarzenia z mienionego wieczoru? Nieomylna intuicja podpowiadała mi, że był to zaledwie przedsmak zbliżających się atrakcji. On nie jest naszym głównym problemem. O co ci chodziło, Nate?
Zmarszczyłam gniewnie brwi, wspominając moment, w którym ujrzałam brudnego i poobijanego męża ostatkiem sił trzymającego się na nogach. Chwilę później po raz kolejny dzisiejszego poranka wyobraziłam sobie tę scenę, kiedy brutalnie odtrącił moją pomoc.
Zaczęłam zastanawiać się nad tym, jak długo to wszystko będzie jeszcze trwało. Ile czasu przeznaczymy na udawanie, że brak jakichkolwiek zażyłości pomiędzy nami to coś zupełnie normalnego? Ile razy zagramy na wystawnych bankietach rolę wzorowego małżeństwa, aż wreszcie nadejdzie taki dzień, gdy stanąwszy naprzeciw siebie wyznamy sobie bolesną prawdę, a potem rozstaniemy się bez żalu i podążymy własną ścieżką?
Nate był dla mnie wszystkim; znajomym z sąsiedztwa, przyjacielem, bratem, opiekunem, chłopakiem, narzeczonym, aż wreszcie został moim mężem. I choć relacje pomiędzy dwojgiem bliskich sobie osób powinny być coraz głębsze, w naszym przypadku stało się zupełnie odwrotnie. Renard po śmierci rodziców zmienił się diametralnie, wznosząc wokół siebie solidny mur, a kiedy zaczynałam już pomału sądzić, że ta zwarta konstrukcja stopniowo kruszeje, wtedy otoczył się ogniem, który boleśnie parzył przy każdym, nawet tym najdelikatniejszym dotyku. Nathan – mężczyzna niezdolny do okazywania jakichkolwiek pozytywnych uczuć, nie zamierzał zrezygnować z małżeństwa z pierwszą lepszą kobietą, która akurat mu się nawinęła, skoro odnosił same korzyści, trwając w takim układzie. Hayley – głupia, zaślepiona idiotka, wierząca w prawdziwą miłość, niemająca odwagi odejść od „swojego” mężczyzny, choć ten miejscami traktował ją gorzej niż bezdomnego psa. I mimo świadomości tych wszystkich straszliwych rzeczy, nadal nie zrobiła niczego, żeby cokolwiek zmienić.
Pośpiesznie przebrałam się, uczesałam, wepchnęłam wszystkie ciuchy do małej torby i przerzuciłam ją przez ramię. Zamierzałam opuścić pokój nim minie doba hotelowa, złapać taksówkę, pojechać do domu i sprawdzić, czy wszystko w porządku. Nathan nadal nie odbierał telefonu, choć po tym jak zostawiłam mu ze trzydzieści wiadomości na automatycznej sekretarce, wcale bym się nie zdziwiła, gdyby ignorował mnie celowo. Lecz była to tylko jedna z wielu możliwości, równie dobrze mogło się coś stać. To wczorajsze włamanie – a już w szczególności bójka, w którą wdał się Renard – zupełnie wytrąciło mnie z równowagi. Na wszystko zaczęłam reagować impulsywnie i straciłam trzeźwość myślenia. Za chwilę nawet najmniejszy szmer będzie napawał mnie lękiem.
Bałagan w głowie, bałagan w życiu, bałagan wszędzie tam, gdzie przebywałam. Wydałam z siebie jakiś dziwny dźwięk – ni to pomruk, ni to jęk. Pozbierałam notatki, które wczoraj porozrzucałam na tym śmiesznie dużym łóżku, próbując pouczyć się do zbliżających egzaminów. Niestety, nie pomogła czarna kawa, kąpiel czy krótki spacer. Nawet medytacja zakończyła się fiaskiem i mienionej nocy motywacja w ogóle nie nadeszła, a jedyną rzeczą, jaką udało mi się w ten sposób uzyskać, był silny ból głowy. Więc i moje wykształcenie stanęło teraz pod jednym wielkim znakiem zapytania. Zasnąć też nie dałam rady, dlatego leżałam na plecach i kilkukrotnie liczyłam pęknięcia w suficie. A kiedy i ta czynność przestała mi wychodzić, i gdy zaczęłam pomału gubić się w tych wszystkich skomplikowanych rachunkach, dreptałam niespokojnie po hotelowym pokoju, czekając na nadejście świtu.
Obie dłonie miałam zajęte, więc zamknęłam drzwi kopnięciem na tyle solidnym, że huknęły głośno i zadrżały w futrynie. Dwie starsze panie, które akurat przechadzały się korytarzem, zlustrowały moją skromną osobę nieszczególnie przychylnym wzrokiem. Hotel był na wskroś przepełniony snobistycznymi gośćmi, dlatego nieszczególnie za nim przepadałam. Nathan doskonale zdawał sobie z tego sprawę, więc pewnie po raz kolejny postanowił zrobić mi na złość, każąc przenocować w tym właśnie miejscu. Chyba doszedł do wniosku, że nie zniewolił mnie jeszcze na tyle wystarczająco, żeby sprawiło mu to oczekiwaną satysfakcję. I tak nie miałam możliwości kontrolowania czegokolwiek, bo każda moja decyzja musiała zostać rozpatrzona przez męża, a następnie zaakceptowana lub też stanowczo odrzucona. Na co dzień ciężko było sprostać jego licznym wymaganiom, dlatego narzucał swoją własną wolę, nie pytając o to, czy coś mi odpowiadało czy nie.
Wcisnęłam przycisk przywołujący windę i czekałam aż zjedzie na odpowiednie piętro. Gdy drzwi rozsunęły się, ujrzałam krótko obstrzyżonego, niezwykle barczystego mężczyznę w czarnym ubraniu, który już na wejściu obdarzył mnie szerokim uśmiechem. Zwróciłam uwagę na jego liczne ubytki w uzębieniu, podbite oko i podarte spodnie. Nigdy nie dzieliłam ludzi na tych lepszych czy gorszych, ale ten pan z pewnością należał do zupełnie innej bajki. Nieznajomy milczał, wlepiając we mnie swój wzrok, co na dłuższą skalę strasznie irytowało. Nie czułam się komfortowo w jego obecności, dlatego stanęłam do niego plecami, błagając o to, żebyśmy jak najszybciej znaleźli się na parterze. Pobudziła mnie myśl, że jeżeli przyjechałabym do domu nieco wcześniej, może udałoby mi się przyłapać Nathana na baraszkach z kochanką. Wtedy też podeszłabym do tej biednej kobiety, pogratulowała jej, a następnie oświadczyła, iż odchodzę i teraz ona może zająć się tym całym syfem. Może właśnie taka sytuacja dałaby mi wreszcie porządnie w twarz i skutecznie wyleczyła z chorobliwej miłości do męża. Jednak wiedziałam, że pomiędzy rzeczywistością a moją wybujałą wyobraźnią znajdowała się głęboka przepaść. Tak naprawdę, gdyby owe zdarzenie faktycznie miało kiedyś miejsce, z pewnością zalałabym się łzami i jeszcze na kolanach błagała męża o to, żeby mnie nie zostawiał. To idiotyczne, ale z pewnością tak właśnie by to wyglądało. Więc już nie wiedziałam, czy powinnam była cieszyć się z tego, że mimo wszystko Nate nie miał na boku żadnej dziwki, czy wręcz przeciwnie.
Kiedy na wyświetlaczu pojawiło się zero, odetchnęłam z ulgą i czekałam, aż wreszcie będę mogła opuścić to przyciasne pomieszczenie, lecz w tym samym momencie poczułam mocny ucisk na przedramieniu i po chwili grzmotnęłam ciałem o jedną ze ścian windy. Jęknęłam cicho, czując pulsujący ból w okolicach potylicy. Mężczyzna pochylił się nade mną, a z szoku otrząsnął mnie dopiero jego nieświeży oddech. Patrzyłam na zadowoloną twarz Nieznajomego z oczami rozwartymi do granic możliwości. Nie potrafiłam wykrztusić z siebie nawet jednego słowa. Ten facet był dwukrotnie większy od Nathana!
– Wilk od wielu lat coś przed tobą ukrywa. Przeszukaj go – powiedział, zaciągając jakimś dziwnym akcentem. Potem obrócił się na pięcie, wcisnął odpowiedni przycisk i winda ponownie ruszyła, ale tylko na ułamek sekundy.
– Wilk? – spytałam drżącym głosem, usiłując zapanować nad płytkim oddechem. Co za świr! Tak cholernie mnie nastraszyć…
– Już niedługo prawda wyjdzie na jaw. Miłego dnia, pani Renard – rzucił przez ramię, posyłając mi ten obrzydliwy uśmiech, następnie pośpiesznie opuścił windę, a ja ujrzałam stado zniecierpliwionych gości, którzy gromili mnie wzrokiem. Jeżeli tak bardzo chcieli dostać się do swoich pokoi, mogli przecież skorzystać ze schodów.
Wybiegłam na zewnątrz, podążając śladem Nieznajomego, choć nie miałam pojęcia, dlaczego w ogóle to zrobiłam. Spojrzałam najpierw w lewo, później w prawo, ale mężczyzna przepadł gdzieś w tłumie. Głucha na gwar panujący dookoła, biłam się z różnorodnymi myślami. Nathan po raz kolejny miał kłopoty i tym razem to ja będę musiała za to wszystko zapłacić. Wyciągnęłam telefon, już nawet wybrałam jego numer, ale stwierdziłam, że i tak zobaczymy się za niespełna godzinę, więc ponownie wrzuciłam go do torby.
Podeszła do mnie pracownica hotelu i zaczęła coś tłumaczyć, gestykulując przy tym dłońmi. Jej wargi wciąż się poruszały, lecz ja nie byłam w stanie niczego zrozumieć. Patrzyłam na zamaszyste ruchy rąk pulchnej kobiety, starając się skupić na płynących z jej karminowych ust słowach. Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że przecież nie uregulowałam rachunku.

Po opuszczeniu hotelu zostałam zmuszona do kilkunastominutowego czekania przy ruchliwej ulicy, zanim udało mi się wreszcie złapać wolną taksówkę. Może jednak powinnam była od razu zadzwonić do Nate’a? Już nie wiedziałam, czy ten dziwaczny facet chciał mnie tylko nastraszyć, co zresztą skutecznie mu się udało, a może po prostu ostrzec… Tak właściwie, o czym on mówił?
Wilk od wielu lat coś przed tobą ukrywa. Przeszukaj go.
Siedziałam na tylnym siedzeniu nowojorskiej taryfy, przybierając nieco dziwną pozę i masując dwoma palcami skronie. To wszystko… Wszystko takie pogmatwane…
– Dobrze się pani czuje? – zapytał ciepło kierowca samochodu, którego siła wyższa obdarzyła wyjątkowo kojącym tonem głosu. Gdy podniosłam głowę, zerkając we wsteczne lusterko, napotkałam parę modrych oczu w zewnętrznych kącikach przyozdobionych kilkoma maleńkimi zmarszczkami.
– Zły dzień – odparłam w nieszczególnie przyjemny sposób, przenosząc wzrok na mijane przez nas budynki. – Mógłby pan się gdzieś tutaj zatrzymać?
Mężczyzna skinął głową, hamując na tyle gwałtownie, że gdybym w porę nie chwyciła rączki umieszczonej tuż nad oknem i nie zaparła się mocno nogami, porządnie grzmotnęłabym o zagłówek przedniego pasażera.
– Zawsze prowadzi pan tak agresywnie? – burknęłam, sięgając prawą dłonią po portfel.
– Nie lubi pani gwałtownych mężczyzn? – Szeroki uśmiech zakwitł na twarzy taksówkarza.
– Jakoś nieszczególnie – odparłam, unosząc brwi w geście zaskoczenia. No dobrze, to było nieco dziwaczne i nie miałam zielonego pojęcia, w jaki sposób należało poprawnie zinterpretować jego słowa, więc czym prędzej zapłaciłam za kurs i opuściłam pojazd, mocno trzaskając drzwiami taksówki.
– Chyba o czymś pani zapomniała! – krzyknął podstarzały kierowca, kiedy już zdołałam zrobić kilka kroków.
– Jak zwykle – mruknęłam, ruszając w drogę powrotną. Zabrałam z tylnego siedzenia dwie, całkiem spore książki, a mężczyzna nie mógł się obejść bez zbędnego komentarza:
– Skoro pani taka roztrzepana, to może zainwestuje pani kiedy w jaką większą torbę, a nie… tak pani wszystko na raty nosi. – Palcem wskazał na dywanik, gdzie leżał mój telefon, a właściwie sama obudowa, bo bateria wraz z tylną klapką zawędrowały nieco dalej. Cholera, jakim cudem się tam znalazł?
– No przecież mówiłem. – Po raz kolejny usłyszałam rozbawiony głos kierowcy. Jemu zbierało się na żarty, a ja przeżywałam jeden z najgorszych dni w swoim życiu.
– Czy wszyscy taksówkarze są tacy rozmowni?
Uśmiech zniknął z jego twarzy, kiedy skarciłam go spojrzeniem.
– Pani faktycznie jest dziś wyjątkowo niezadowolona. – Pokręcił głową. – Przynajmniej działa? – zapytał, powracając do poważniejszego tonu.
– Co za szmelc! – warknęłam, zupełnie ignorując irytującego taksówkarza, otwartą dłonią kilkukrotnie uderzając w elektroniczne urządzenie, które za nic w świecie nie zamierzało się włączyć. – Mimo wszystko, dziękuję – powiedziałam, nawiązując krótki kontakt wzrokowy ze starszym mężczyzną.
– Mimo wszystko? – powtórzył, prychając. – Człowiek dobrze radzi, a ta „mimo wszystko”…
I odjechał, a ja przeszłam na drugą stronę ulicy, by zmierzyć się z bibliotekarką, u jakiej od dawna figurowałam na szczycie czarnej listy. Spóźnialstwo jakoś nigdy mi przeszkadzało, ale osoby z mojego otoczenia miały na ten temat zupełnie inne zdanie. Znienawidzony przez studentów promotor ostatnio o tym wspomniał, kiedy oświadczyłam mu, że nie dam rady oddać pracy w wyznaczonym terminie: Pani jest chyba niepoważna! To kompletny brak odpowiedzialności! Lecz zaraz po nieoczekiwanych odwiedzinach Nate’a wszystko raptownie uległo zmianie. Tak dla jasności, to wcale go tam nie wysyłałam. Nawet nie wiedziałam, skąd dowiedział się o moich „problemach” na uczelni, skoro nawet o tym nie rozmawialiśmy. Renard po prostu musiał kontrolować wszystko, wiecznie górując nad innymi i w zależności od okoliczności nakładać poszczególne maski jak w antycznym teatrze, żeby perfekcyjnie przygotować się do odtwarzanej przez siebie roli. Idealny w każdym calu, po trupach dążący do celu – tym właśnie zdaniem można było opisać całego Nathana.
Mimo licznych prób, surowa bibliotekarka nie dała się ubłagać i musiałam zapłacić karę za zbyt długie przetrzymywanie książek. Dumnym krokiem ruszyłam między regały, czując na sobie nieprzychylne spojrzenie wrednego babsztyla. Wiedziałam o jej olbrzymiej wręcz niechęci w stosunku do mojej osoby, dlatego celowo kręciłam się po bibliotece, chcąc doszczętnie zepsuć humor i uprzykrzyć życie tej kobiecie. No i co? Przecież nie mogła mnie stąd wyrzucić, ani niczego zabronić. No może poza wydaniem pozwolenia na wypożyczenie przez nieodpowiedzialną Hayley kolejnej sterty materiałów do pisania pracy, bo tego błędu już raczej nie zamierzała nigdy popełnić.
Wodząc wzrokiem po grzbietach zakurzonych książek, natknęłam się na coś dziwnego.
Souverain – mruknęłam, marszcząc brwi. Ten tytuł coś mi mówił. Rzecz jasna jakiś idiota musiał umieścić interesującą mnie literaturę na samej górze, no jakże by inaczej. Zniesmaczona tym faktem rozejrzałam się po pomieszczeniu i póki w okolicy nie dostrzegłam nikogo podejrzanego, a z przyjemnością stwierdziłam, że urocza bibliotekarka zrobiła sobie właśnie przerwę na kawę, wskoczyłam na najniższą z półek. Wredny babsztyl zszedłby na zawał, widząc moją wspinaczkę. Wyciągnięcie owej książki nie było takim łatwym zadaniem ze względu na jej całkiem spore gabaryty. Kiedy zadanie zostało zakończone powodzeniem, zeskoczyłam i przetarłam wewnętrzną stroną dłoni złoty napis, który znajdował się na okładce. Myślałam, że zaraz się rozpadnie, bo była na tyle stara i sfatygowana, a przede wszystkim tak bogato zdobiona, jakby żywcem wyjęta z zupełnie innej epoki.
Wreszcie nad moją głową zapaliła się żółta lampka! Taką samą widziałam wczoraj w gabinecie Nathana, kiedy ten zajął się ściganiem włamywacza! To chyba jednak nie było zwykłe fantasy...
Otworzyłam ją niepewnie, licząc się z faktem, iż w każdej chwili mogła ulec autodestrukcji, a ja po raz kolejny zostanę zmuszona do zapłacenia kary za swoje wybryki. Strony były pożółkłe, zniszczone, a co najlepsze – niezapisane! Zaskoczona tym faktem przerzucałam kartkę po kartce, ale nie udało mi się znaleźć ani jednego słowa! Odniosłam wrażenie, że od wczorajszego wieczoru świat zaczął funkcjonować zupełnie inaczej niż dotychczas i tylko ja nie potrafiłam odnaleźć się w tej nowo nastałej epoce. Nadludzka siła mąciła w moim umyśle, pchając w ramiona kolejnej zbrodni i skutecznie nakłaniając do kradzieży pokrytej złotem Księgi. Być może to ta sama siła sprawiła, iż niespodziewanie runęłam na podłogę, a gdy usłyszałam wręcz niebiańsko melodyjny głos, jeszcze bardziej utwierdziłam się w tym przekonaniu.
– Bardzo przepraszam! Nie chciałam!
Podnosząc się do siadu, jęknęłam cicho i kilkukrotnie zamrugałam powiekami, żeby wyostrzyć obraz. Miałam już dość tych wszystkich niespodziewanych upadków, podczas których nabijałam sobie niezliczoną ilość guzów. Dlaczego ludzie zawsze musieli na mnie wpadać? Rozumiałam, że byłam niska – przez co mało widoczna, a przede wszystkim nieszczególnie silna – ani fizycznie, ani psychicznie, no ale bez przesady!
– Przepraszam, przepraszam – majaczyła – naprawdę nie chciałam.
Jej słowa dudniły w moich uszach, więc zaczęłam błagać ją w myślach, żeby wreszcie przestała biadolić.
– Jak na wypadek, to całkiem nieźle zostałam przez ciebie poturbowana – powiedziałam, z niemałym zdumieniem patrząc, jak kobieta w mgnieniu oka pozbierała porozrzucane wokoło przedmioty, by po chwili wcisnąć sponiewieraną torebkę w moje ręce.
Dlaczego nie zostałam nigdy obdarzona takimi pokładami energii?
– Przepraszam – powtórzyła raz jeszcze. Już pomału skręcało mnie w żołądku na dźwięk tego słowa.
– W porządku, przecież nic się nie stało – odparłam, a sprawczyni wypadku gwałtownie chwyciła moją dłoń, mocno ją ściskając.
– Mia – rzuciła, uśmiechając się szeroko, lecz ja potrzebowałam chwili zanim uświadomiłam sobie, że to jej imię.
No więc Mia, czy jakkolwiek inaczej nazywała się ta kobieta, była wysoką, szczupłą brunetką o naprawdę długich, prostych włosach związanych w koński ogon. Miała w sobie coś... niezwykłego. Nie wiedziałam, czy to wrażenie zostało wywołane przez jej pełen werwy sposób poruszania się, filigranową urodę, mleczną cerę, czy może wyłupiaste, niebieskie oczy, które w zależności od natężenia światła przybierały barwę fioletu.
I jak niespodziewanie się pojawiła, tak odeszła, nie czekając na odpowiedź, podążając przed siebie z wysoko uniesioną głową i istną gracją. Wzruszyłam ramionami, obserwując ją jeszcze przez moment. Następnie zaczęłam drapać się po głowie, usiłując ustalić, jakie to czynności wykonywałam tuż przed tym nieoczekiwanym zderzeniem. Dopiero po dokładnych oględzinach miejsca wypadku uzmysłowiłam sobie pewien fakt: ten wychudzony kościotrup sprzątnął mi Księgę sprzed nosa!
– Złodziejka! – wrzasnęłam, może nieco zbyt głośno, gdyż tym czynem skutecznie przykułam uwagę bibliotekarki. Wredny babsztyl zaczął wolnym krokiem podążać w kierunku regałów z książkami. Musiałam czym prędzej stąd czmychnąć, bo kobieta swoim surowym wyrazem twarzy dawała wyraźnie do zrozumienia, że już dłużej nie zamierzała tolerować mojej obecności w tym budynku. Unikając jej palącego spojrzenia, posłusznie ruszyłam do drzwi.
Kiedy wyszłam na zewnątrz, zostałam oślepiona przez jasne promienie słońca, które postanowiło wreszcie wyjrzeć zza chmur, porządnie grzejąc w plecy. Kto by się spodziewał, iż dzisiejsze popołudnie będzie aż tak upalne. Ściągnęłam cienką, wiosenną kurtkę, przewieszając ją przez przedramię. Pusty żołądek co jakiś czas dawał o sobie znać, głośno domagając się jedzenia. I nic dziwnego, skoro przez to wszystko nie zjadłam ani kolacji ani śniadania. Jakoś zaspokojenie podstawowych potrzeb człowieka zupełnie wypadło mi z głowy.
Ledwo zdążyłam usiąść na ławce, w ekspresowym tempie pochłaniając amerykańskiego hot doga, gdy usłyszałam dzwonek telefonu. No pięknie, teraz nagle zaczął działać? Wyciągnęłam wadliwe urządzenie i spojrzałam na wyświetlacz. O zgrozo! Mało co się nie udławiłam, kiedy zobaczyłam trzy nieodebrane połączenia od Nate’a, a prócz tego sms–a od anonimowego nadawcy:
,,ZGUB OGON. KOBIETA W CZERNI. – Ł.”
Zastygłam. Przez dłuższą chwilę wpatrywałam się tępym wzrokiem w treść wiadomości, od czasu do czasu mrugając powiekami. Takie żarty przestały mnie już bawić. Nie! One nigdy nie były śmieszne. Co to, kurwa, wszystko miało niby znaczyć?! Najpierw ten facet w windzie, a teraz to!
Odetchnęłam głęboko, starając się zapanować nad zszarganymi nerwami. Jeszcze wczoraj zignorowałabym tego sms–a, uznając go za mało wyszukany żart jakiegoś małolata, ale teraz… po tym wszystkim…
– Tylko spokojnie – szeptałam – to tylko głupi dowcip. Tylko spokojnie… Nie zrób czegoś idiotycznego… – kolejna seria pustych słów wydobyła się z moich ust. Choć na zewnątrz wyglądałam na osobę iście opanowaną, wewnątrz trzęsłam się jak osika. To i tak był wielki wyczyn, bo zapewne w normalnych okolicznościach już zaczęłabym płakać. Możliwe, że nawet mistrz gry aktorskiej pogratulowałby mi, widząc jak niemal perfekcyjnie tłumiłam w sobie wszystkie prawdziwe emocje.
Pierwszą rzeczą, którą zrobiłam, to zerknęłam na numer nadawcy, usiłując przyswoić wszystkie cyfry. Gdy zatrzymałam wzrok na trzeciej z nich, wtedy telefon samoczynnie włączył menu główne. W dalszym ciągu, choć z trudem, zachowując względy spokój, ponownie wcisnęłam ikonkę przedstawiającą białą kopertę, lecz mimo wszelkich prób nie odnalazłam sms–a od tajemniczego Ł. Wówczas pojawiły się trzy opcje. Opcja A zakładała, że cudowne urządzenie elektroniczne postanowiło zażartować sobie z przerażonej właścicielki i, ot tak, usunąć jedną z najważniejszych wiadomości. Opcja B wyglądała już nieco groźniej; mowa tutaj o moim własnym wytworze wyobraźni, który mógł sugerować pierwsze stadium schizofrenii. Opcja C była żywcem wycięta z filmów akcji, gdzie oprawca celowo zacierał ślady, nie chcąc, by ktokolwiek do niego dotarł. I, szczerze mówiąc, to właśnie ta ostatnia możliwość najbardziej przypadła mi do gustu.
W końcu strach gdzieś się ulotnił, jego miejsce zajęła determinacja, a ja nie musiałam już niczego przed nikim udawać. Zupełnie odprężona założyłam nogę na nogę i, jak gdyby nigdy nic, kontynuowałam konsumowanie hot doga, dyskretnie lustrując przechodniów. Wbrew pozorom dane uzyskane od niejakiego Ł były aż nadto szczegółowe. Mało kto chodził ubrany na czarno podczas panującego upału, a słowo ,,kobieta” skutecznie zawężało zakres poszukiwań.
– Bujda – mruknęłam, kiedy mimo licznych starań moim oczom nie udało się wychwycić nikogo podejrzanego. Wstałam i wyrzuciłam papierek po niezdrowym jedzeniu do kosza i wtedy zupełnie niespodziewanie coś przykuło moją uwagę.
– Złodziejka! – warknęłam przez zaciśnięte zęby, mierząc wściekłym spojrzeniem wychodzącą z pobliskiego sklepu Mię. – Niech cię tylko dorwę, ty… – ucięłam, dostrzegając jakże istotną rzecz. Sprawczyni ,,przypadkowego” popchnięcia, które miało miejsce w bibliotece, nosiła czarny płaszcz sięgający do połowy jej łydek. Jeżeli na co dzień tak skrupulatnie unikała wystawiania gołej skóry na słońce, nawet podczas upałów, to teraz rozumiałam skąd wzięła się ta rzadko spotykana, trupio blada cera. Mimo usprawiedliwienia, że fiołkowooka kobieta mogła lubić ciemne barwy i być miłośniczką wampiryzmu, to w dalszym ciągu zajmowała pierwsze miejsce na liście podejrzanych osób. Nathan nauczył mnie, żeby nigdy nie wierzyć w przypadkowe spotkania, a na tę kobietę natknęłam się już po raz drugi i to w tak krótkim odstępie czasu.
Po namyśle ruszyłam przed siebie, celowo wybierając boczne, mniej zatłoczone uliczki, chcąc się upewnić co do domniemanego szpiega. Kiedy obawy wreszcie znalazły swoje potwierdzenie, i gdy cudzy cień wciąż podążał za mną, spanikowałam i wbiegłam na stację metra. Mimo panującego tutaj tłumu, gdzie próżno było wypatrywać kogokolwiek, schowałam się za jednym z filarów, założyłam kurtkę, a na głowę naciągnęłam kaptur i czekałam. Po raz pierwszy tkwiłam w takiej sytuacji, więc nie miałam pojęcia, jakie czynności należało wówczas wykonać. Jak na złość ludzie zaczęli się rozpraszać, aż wreszcie została ich zaledwie garstka. Mimo tego nie opuściłam swojej kryjówki i przesiedziałam w niej dobre kilkanaście minut.
Kiedy nic, absolutnie nic, się nie wydarzyło, naszła mnie przeogromna ochota, żeby porządnie grzmotnąć głową w jedną ze ścian. Byłam wściekła, że tak łatwo nabrano mnie na ten idiotyczny żart.
Opuściłam tymczasowy azyl ze skwaszoną miną. W ślimaczym tempie wdrapywałam się na kolejne stopnie schodów, a gdy wreszcie stanęłam na ich szczycie, usłyszałam sygnał nadejścia kolejnej wiadomości. Już dawno powinnam była przyjechać do domu. Po powrocie dostanę kolejną reprymendę od Nate’a i zostanę zmuszona do wysłuchiwania jego wrzasków. Kiedy sobie to uświadomiłam, mój spartaczony humor tylko się pogorszył. Depresja murowana.
Wyciągnęłam telefon, niechętnie zerkając na wyświetlacz. Jeżeli to naprawdę on, to nawet nie zamierzałam odczytywać tego sms–a, a–ale… ale nie... Jakież było moje zdziwienie, kiedy znów ujrzałam to cholernie drażniące słowo: ,,nieznany”.
,,UCIECZKA NIE MA ŻADNEGO SENSU. NIE WIESZ, KIM JESTEŚMY, ALE MY WIEMY, KIM JESTEŚ TY.”
Natychmiast spojrzałam na numer, licząc się z faktem, że wiadomość, tak samo jak poprzednia, mogła za chwilę zniknąć bezpowrotnie, lecz cyfry diametralnie różniły się od tych, które zdołałam zapamiętać wcześniej.
,,ZAMIAST NIEPOTRZEBNIE ROZGLĄDAĆ SIĘ NA BOKI, MOGŁABYŚ CHOĆ RAZ SPOJRZEĆ W PRZÓD, GŁUPIA OWIECZKO.”
Interpretując treść sms–a zupełnie dosłownie, postanowiłam od razu skorzystać z udzielonej mi rady i postąpić według wskazówek.
– Złodziejka! – syknęłam, widząc cyniczny uśmiech na twarzy Mii. Czarnowłosa kobieta znalazła sobie bezpieczne miejsce po drugiej stronie ruchliwej ulicy. Gromiłam tego pieprzonego kościotrupa iście wściekłym spojrzeniem, gdy wyciągnął z torby czarną Księgę na tyle, żebym mogła ją dostrzec, i na tyle, żeby nie spostrzegli jej inni. Zamierzałam podejść i porozmawiać z nią po swojemu, lecz wtedy samochód zaopatrzeniowy przysłonił mi widok na kilka sekund, a gdy wreszcie odjechał, już jej nie było.

W godzinach popołudniowych dotarłam wreszcie do domu, zastając srebrne audi Nate’a zaparkowane na podjeździe. Poczucie strachu powróciło i uderzyło we mnie ze zdwojoną siłą. Wolno krocząc ku drzwiom wejściowym, przełknęłam głośno ślinę, chcąc zlikwidować ogromną gulę tkwiącą w moim gardle. On był wściekły. On był cholernie wściekły! Nie miałam pojęcia, gdzie dokładnie się znajdował, lecz odnosiłam dziwne wrażenie, że mroczna aura biła z każdego miejsca, na które tylko popatrzyłam. Dotknęłam klamkę, zaciskając na niej mocno swoją drżącą dłoń i zastygając w tej pozycji na krótką chwilę. Zaczęłam nasłuchiwać, ale do moich uszu nie dotarł nawet najmniejszy szmer świadczący o cudzej obecności. I to wcale nie była dobra wiadomość. Gdyby Nathan wrócił do domu w towarzystwie jednego ze swoich ważnych, a przede wszystkim jakże wpływowych znajomych, to może nie doszłoby do żadnej kłótni. Wówczas nie podniósłby na mnie głosu. Nie odważyłby się zrobić czegoś takiego przy obcych ludziach, którzy mogli zszargać jego nienaganną reputację.
Niepewnie przekroczyłam próg tego czegoś, co większość ludzkiej populacji zwykła nazywać swoim domem, stając w przedpokoju. Dostrzegłam leżące na podłodze dwie duże torby i zmarszczyłam gniewnie brwi. Miał zamiar wyjechać? Teraz? Po tym wszystkim? Zostawić mnie zamkniętą w tych czterech ścianach zupełnie samą? A przecież nie dalej jak wczoraj mówił, że to miejsce nie jest już bezpieczne. Dzisiejszego dnia prawdopodobnie mi grożono i to z pewnością z jego powodu, a ten po raz kolejny brał szanowne dupsko w troki i jechał w siną dal!
– NATHAN! – wrzasnęłam pod wpływem nagłego przypływu złości. Pobiegłam na górę, pokonując po dwa stopnie za jednym razem. Nic. Ani śladu męża–tyrana. – Nate? – Nie powinnam była się tak wydzierać, mogłam go tylko tym dodatkowo rozjuszyć i sprowokować.
Na powrót zeszłam na dół, ale i tam nikogo nie dostrzegłam.
– Nate! – wołałam, lecz za każdym razem odpowiadała mi głucha cisza. Weszłam do gabinetu i stanęłam jak wryta. Pokój został perfekcyjnie wysprzątany, a wszelkie dokumenty, które jeszcze wczorajszego wieczoru miałam okazję przeglądać, zniknęły. Półki i szuflady świeciły pustkami i gdybym nie znała męża, pomyślałabym, że oddawał całe pomieszczenie do użytku jakiejś obcej osobie. Zerknęłam na kącik pomiędzy ścianą a regałem, gdzie poprzednim razem mocowałam się z czarną Księgą, lecz i ona wyparowała, nie pozostawiając po sobie nawet nikłego śladu.
– Gdzie byłaś?! – Na dźwięk tego, jakże dobrze mi znanego, lodowatego barytonu podskoczyłam w miejscu. – Czego znowu szukałaś w gabinecie?! – warknął.
Zanim na niego spojrzałam, usiłowałam określić stopień jego złości. Czy był tylko lekko podenerwowany, zły–zły, czy może wściekły jak cholera. I w momencie, gdy ujrzałam zaostrzone rysy twarzy i kipiące gniewem ciemnoniebieskie oczy Nate’a, wiedziałam, że miałam do czynienia z tym najgorszym, trzecim stadium. Renard stał oparty ramieniem o framugę drzwi z rękoma skrzyżowanymi na klatce piersiowej, oczekując odpowiedzi. Musiał przyjechać do domu całkiem niedawno, bo nie zdążył zamienić czarnego garnituru na zwyczajny ciuch.
Cofnęłam się nieco, gdy zrobił kilka kroków w przód, lecz dalszą drogę ucieczki przed despotycznym mężem zablokowało mi masywne biurko, na którego skraju przysiadłam. Pokonał dzielący nas dystans w zaledwie kilku susach i zakleszczył mocno dłonie na moich nadgarstkach. Usiłował zapanować nad samym sobą, ale nie potrafił. Nie potrafił walczyć z własnym gniewem, więc zwyczajnie mu się poddawał. Sapał głośno, zupełnie jakby zaledwie minutę temu przebiegł kilkaset metrów w bardzo szybkim tempie.
– Tak ciężko jest ci, kurwa, odebrać!? – wybuchnął. To, że wcześniej próbowałam skontaktować się z nim ponad trzydzieści razy, kompletnie go nie interesowało. – Tak ciężko wcisnąć tą pierdoloną, zieloną słuchawkę!?
Wrzeszczał, wciąż mną szarpiąc, czym sprawiał mi niemały ból, lecz ja dzielnie znosiłam to wszystko, nawet nie próbując się przed nim bronić. Gdybym zaczęła stawiać opór, tylko pogorszyłabym całą sprawę. A tak? Im szybciej zacznie, tym szybciej skończy, a później każde z nas pójdzie do innego pokoju i zajmie się swoimi sprawami.
Nie byłam w stanie dłużej znieść ciężaru jego spojrzenia, dlatego spuściłam wzrok, wlepiając go w śnieżnobiałą koszulę Nate’a widoczną spod rozpiętej marynarki.
– Z–zepsuł się – szeptałam – nie słyszałam, kiedy dzwoniłeś.
– Zepsuł!? – powtórzył, prychając i puszczając moje obolałe nadgarstki. – Dawaj go!
Wyciągnęłam z kieszeni wadliwe urządzenie i podałam mu je. Renard przez moment obracał telefonem w dłoni, by po chwili rzucić nim o najbliższą ścianę.
– Zwariowałeś?! – Otworzyłam usta i z niedowierzaniem patrzyłam na wyrządzone przez niego szkody.
– Teraz przynajmniej wiemy, że rzeczywiście już nigdy nie zadziała.
– No i po co to wszystko?
– Po co!? – krzyczał – Po to żebyś, kurwa, ruszyła leniwe dupsko do sklepu i kupiła sobie nowy! Następnym razem już nie będę dla ciebie taki miły i wyrozumiały, jasne!? – Wymachiwał palcem wskazującym przed moimi oczami. – Ja mówię, ty słuchasz. Ja każę, a ty to robisz! Czy czegoś jeszcze nie rozumiesz w tych dwóch, pierdolonych regułach!? Czy tak trudno jest je przestrzegać!?
Pokręciłam przecząco głową.
– Czy coś jeszcze ciekawego masz mi do powiedzenia, bachorze?!
Niepewnie spojrzałam prosto w ciemnoniebieskie oczy męża.
– Oplułeś mnie...
Nate zrobił dziwny grymas i w niebezpieczny sposób uniósł rękę, ale kiedy spostrzegł, że skuliłam się w przygotowaniu na najgorsze, raptownie ją opuścił.
– Nie uderzę cię, idiotko! – wycedził. Jakoś dla mnie to nie była taka oczywista oczywistość. – Chociaż nie raz miałem ochotę, przyznaję. – Jego ton głosu złagodniał, a więc przeszliśmy do fazy ,,zły–zły”. Co za ulga! Wcale nie poszło aż tak źle!
– Wyjeżdżasz? Znowu? – zapytałam, kiedy przeszliśmy do przedpokoju, w którym leżały dwie torby podróżne. Nathana pochłonęło pakowanie ostatnich rzeczy, więc kompletnie mnie zignorował. – Słyszysz? Mówię do ciebie.
– A co? Ślepa jesteś? – odparł, zasuwając zamek błyskawiczny jednej z nich. Po chwili dźwignął się z kucków i zaczął poprawiać mankiety swojej koszuli. – Miałem zamiar zniknąć już wczoraj, ale dobrze, że ostatecznie zmieniłem zdanie.
– I mimo to robisz sobie kolejne wakacje? – bardziej stwierdziłam, niż zapytałam, krzyżując ręce pod biustem.
– Wakacje – prychnął. – Na tych ,,wakacjach” zarabiam pieniądze, żebyś później mogła do woli je wydawać na kolejne głupoty.
– Niczego nie rozumiesz! Ostatnio zaczęły dziać się bardzo dziwne rzeczy. Najpierw w hotelu spotkałam…
– Przestań znowu histeryzować! Już mam tego serdecznie dość! – na powrót zaczął krzyczeć.
– Chociaż raz w życiu mógłbyś mnie wysłuchać!
– Nie mogę! Nie mogę! A wiesz dlaczego?! Bo nadal jesteś dzieckiem! Małym, pierdolonym bobasem, którego trzeba niańczyć dwadzieścia cztery godziny na dobę! Niczego, kompletnie niczego nie potrafisz zrobić! Wiecznie tylko ryczysz! I nic! I nic poza tym! Kiedyś potkniesz się i zabijesz, przechodząc z kuchni do jadalni, bo będziesz myślała o chuj wie czym!
– Tak?! Jakoś ci to nie przeszkadzało, kiedy po raz pierwszy zaciągnąłeś mnie do łóżka! – sparowałam, mierząc Nate’a iście wściekłym spojrzeniem.
– Widocznie nadajesz się tylko do tej jednej rzeczy! – syknął.
Patrzyłam na niego z niedowierzaniem, nie ufając własnym uszom. Lecz owe słowa rzeczywiście padły, po raz kolejny wbijając w moje serce ostre narzędzie i rozdzierając je na strzępy.
– Widzisz, kochanie? – ciągnął dalej, podchodząc bliżej. – Normalna kobieta w tym momencie dałaby mi porządnie w twarz, ale ty wolisz siedzieć w kącie, beczeć i powtarzać w kółko, jakie to życie jest dla ciebie niesprawiedliwe. Nic nie wiesz!
Użyłam całej siły, by odepchnąć go od siebie. Wycofał się, ale i zaśmiał nad wyraz podle.
– Wolałabym, żebyś wtedy zdechł razem z innymi, niż miałabym teraz patrzeć na to coś, co z ciebie wyrosło! – krzyczałam, szlochając od czasu do czasu i co rusz połykając spływające po policzkach łzy.
– Nic nie wiesz… – warknął, zaciskając prawą dłoń na klamce.
To prawda, nie wiedziałam, bo nigdy nikomu nie zdradził swojej największej tajemnicy. Nigdy nikomu nie powiedział, w jaki sposób udało mu się wydostać z płonącego budynku i gdzie spędził następne siedem lat, zanim niespodziewanie zawitał do Nowego Jorku.
– Tak bardzo cię nienawidzę… – szepnęłam drżącym głosem zmęczona ciągłymi wrzaskami i tą całą kłótnią, rękawem bluzy ścierając słone krople. Dawniej, kiedy byłam jeszcze przekonana co do domniemanej śmierci Nathana, oddałabym wszystko, żeby choć przez ułamek sekundy usłyszeć jego głos, żeby go zobaczyć, żeby go dotknąć… – Chciałabym móc cofnąć czas...
– Ja też… Uwierz mi, że ja też… – mruknął, a po chwili głośno trzasnął drzwiami.

Wybiła północ, gdy rzuciłam na skraj kuchennego stolika zeszyty z notatkami. Spadły, a kartki rozsypały się po podłodze. Deptałam po nich, lecz mimo to nie zamierzałam ich pozbierać. Miałam to wszystko głęboko gdzieś. Nie mogłam spać. Nie mogłam jeść. Nie mogłam się na niczym skupić i normalnie funkcjonować. Głowa bolała od natłoku dzisiejszych atrakcji, a oczy wciąż cholernie piekły po litrach wylanych łez.
Usiadłam na blacie i spojrzałam na butelkę do połowy opróżnionej szkockiej. Nie będę piła. Nie stanę się drugim Nathanem, choć alkohol z pewnością zdusiłby mój wewnętrzny krzyk.
Renard nie sypiał po nocach, a przynajmniej nie tak, jak robili to normalni ludzie. Zwykle, żeby zregenerować siły potrzebował zaledwie krótkiej drzemki w ciągu dnia, lecz kiedy to nie wystarczało i zmęczenie dawało mu się we znaki, wówczas pił aż do utraty przytomności, a potem trwał w owym letargu przez ponad szesnaście godzin. Gdy byłam jeszcze małym dzieckiem, matka opowiedziała mi historyjkę o tym, jak to przed laty ród Nathana dopuścił się haniebnego czynu, za co został wyklęty i przepędzony. Podobno dusza jego przodków już nigdy nie mogła zaznać spokoju, nawet podczas zwykłego snu. Ale to tylko jedna z głupich legend, w którą i tak nikt nie wierzył.
Łyknęłam garść proszków, nawet dokładnie nie sprawdzając ich etykiet, lecz i one nie zdołały uśmierzyć wewnętrznego bólu. Minęła godzina, później dwie, a ja nadal tkwiłam w tym samym miejscu z kolanami podciągniętymi pod samą brodę.
Widocznie nadajesz się tylko do tej jednej rzeczy!
– Ty skurwysynie! – krzyknęłam niespodziewanie, stając na równych nogach. Dyszałam głośno z wściekłości, która mną ogarnęła, a na policzkach znów poczułam tą samą wilgoć. Drżącymi dłońmi przeczesałam skołtunione włosy, pociągając nosem. Znów łypnęłam na butelkę szkockiej, ale i tym razem pokręciłam głową.
Prawym butem nadepnęłam na coś, co ewidentnie nie przypominało zwykłej kartki A4. Przesunęłam stopę i podniosłam delikatnie przybrudzoną kopertę. List nie został do nikogo zaadresowany, a jedyną rzeczą, jaką udało mi się dostrzec, była pieczątka ze słabo odbitym „Ł”. Spojrzałam w prawo, później w lewo, a następnie ponownie na przedmiot o tajemniczej zawartości.
– To chyba jakaś kpina! – warknęłam, pośpiesznie rozrywając zabezpieczenie i wyciągając małą karteczkę.
„WILK CHRONI OWCĘ PRZED LISEM, PONIEWAŻ ON SAM CHCE JĄ ZJEŚĆ”*
Zaś na odwrocie napisano:
,,ALE LIS WIE, JAK MA PODEJŚĆ DO OWCY, ŻEBY WILK GO NIE ZAUWAŻYŁ”
Wzięłam głęboki wdech i tylko przymknęłam opuchnięte powieki, jednak za nic w świecie nie spodziewałam się, że to co nieuniknione nadejdzie tak szybko…
Naraz zgasło światło, pokrywając całe wnętrze domu gęstym mrokiem. Skrzypnęły drzwi. Słyszałam głośne bicie własnego serca, a prócz tego cudze kroki; ciężkie, dudniące, wolno zmierzające w moją stronę. Zamknęłam oczy, zaciskając mocno pięści i czekałam. Czekałam, błagając o bezbolesną śmierć.

______________________________
*Przysłowie bułgarskie

20 komentarzy:

  1. Uuu, pierwsza. No rzeczywiście, postacie są niezwykle barwne i wielce zaskakują. Serio myślałam, że Nate ją uderzy. A tu niespodzianka! Bardzo fajne te zagadki. "Ł" - to mi się trochę kojarzy ze Scoobym-Doo - Brygada dedektywów, ale tam był "E". No i ta ironia: "Następnym razem, nie będę taki miły" sprawiła, że nawet się zaśmiałam z tego absurdu i popierdzielenia mózgu Nathana. Czekam na kolejny rozdział i powodzenia życzę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiesz, jak tak sobie prowadzimy te nasze długie rozmowy na GG, to czasem wątpię w to, że to właśnie ty piszesz te wszystkie opowiadania. Ale zaraz potem przypominam sobie, że tylko Black Cloud ma na tyle zryty mózg, żeby wymyślać takie historie. Starasz się, co widać i to mnie bardzo cieszy, choć mogłabyś dodawać rozdziały znacznie częściej.

    Z mojego Nate zrobiłaś tyrana. Gdybym nie wiedziała, co będzie dalej, to bym się trochę załamała. Tym razem wiadomo, kto ukradł księgę. Mii było spoko, co również mnie bardzo cieszy. Co z Henrym? On nie powinien się już gdzieś tutaj pojawić? A może to on był taksówkarzem, albo tym gościem w windzie? Chociaż to bez sensu. Łowcy się pojawili i trochę się zdziwiłam, że tak szybko. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pajuu przebrzydłaaa! Proszę, bez spoilerów. :) Nawet takich tyci-tycich. :*

      Usuń
  3. Nie czytałam poprzedniej wersji ale ta mi się podoba. Niestety nie wiem co będzie dalej dlatego pozostaje mi czekać. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ann, ja to chyba pokochałam tę historię *__* Tyle akcji, tyle sekretów i niedopowiedzeń, tyle różnych postaci! Cudny styl, cudny Nathan, cudna złość Nate'a! Co to będzie, jak wpleciesz mi tutaj sceny seksów....... no chyba eksploduję z zachwytu *.* W końcu naczytałaś się tych greyów i innych erotyków......................

    (Uspokój się , Chusteczko, skleć składny komentarz!)

    Ale zacznijmy od początku :) Sama napisałaś, że Twoje postacie posiadają wiele wad, a ja właśnie za to je lubię. Podoba mi się ta humorzastość Hayley, kiedy raz nie może spać przez męża, raz przez niego płacze, raz wyklina, raz się zamartwia, a następnie krzyczy, że jest skurwysynem itp. To nadaje jej tej rzeczywistości i tym zyskuje sobie sympatię. (a przynajmniej moją, bo chyba się z nią nieco utożsamiam xd) Nate z kolei jest bardzo... zagadkowy. Nigdy nie wiadomo, co mu chodzi po tej pięknej, seksownej (w mojej imaginacji) główce. No i jest takim porywczym draniem, że to jest magia *q* Fragment, kiedy krzyczał na Hay i powiedział te godzące w nią słowa "Widocznie nadajesz się tylko do tej jednej rzeczy!", jak wrzeszczał na nią i wyzywał od dzieci, jak roztrzaskał telefon o ścianę i kazał jej ruszyć tą leniwą dupę - był genialny. Często w opowiadaniach sceny furii opisane są sztucznie, ale tutaj tego nie było :) Nathan jest po prostu idealnym draniem :3

    Czyli "Ł" to Łowcy, tsaaa? O tak, Paju, prosimy bez spoilerów, bo psujesz nam zabawę w szukanie odpowiedzi >.< Chociaż akurat wzmianka o Henrym mnie zaciekawiła. Kto to? Po co się pojawi? Kiedy? Czy to rzeczywiście był ten taksówkarz albo facet z windy? Jest jednym z Łowców? Tyle pytań, zero odpowiedzi :(

    A właśnie, tak się zastanawiam, czy Łowcy są po stronie Hayley, Nate'a, ich obojga, czy są wrogami? A może Nate do nich należy/należał i chce od nich odejść/już odszedł, a oni postanowili go szantażować życiem żony? Albo właśnie go ścigają po coś i Hay chcą na zakładnika? No i Mia widocznie jest wrogiem i Nathana i Łówców, bo ukradła tę księgę z pustymi kartkami.... właśnie, co to za księga >.< Ty naprawdę tym rozdziałem nic nie ułatwiłaś, tylko zaplątałaś i postawiłaś nam na drodze więcej znaków zapytania. Cudnie, czuję się jak dziecko we mgle :( I nawet nie waż mi się straszyć tu pająkami!

    Pozdrawiam i WENY! Pisz chybcikiem resztę, bo inaczej z Miku zrobimy nalot na onetową wersję xd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdy Twój komentarz porusza moim serduchem. <3

      Usuń
  5. Dlaczego znęcasz sie nade mną psychicznie i przerywasz w taki momencie? :D Zlituj się nade mną! Chciałabym czytać to jak książkę, chciałabym aby była już tu całość napisana, abym mogła czytać dalej, dalej, dalej, dalej... aż do samego zakończenia :D podoba mi się, że swoich bohaterów starasz się tworzyć z wadami, to dodaje takiej tajemniczości, niepokoju, strachu, kurczę, brakuje mi słowa, żeby to określić :D twoje opowiadanie wywołuje we mnie skrajne emocje! :D I muszę powstrzymać sie przed czytaniem komentarzy innych, bo zauważyłam tam spoilery, których nie chcę! :D Czekam z niecierpliwością na nexta :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, pozytywnie mnie zmotywowałaś. Dziękuję. :3

      Usuń
  6. Ooooooo jaaaaa! W chwile przeczytalam prolog i dwa rozdzialy... Zawaliste! Moge gdzies przeczytac poprzednia wersje? Zakochalam sie w tym <3 Pisz szybciutko :D zycze weny i bede tu zagladac :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzucenie się na poprzednią wersję to już akt desperacji. :D Dlatego linku nie podaję. ^^

      Usuń
  7. Czwarte podejście... mam nadzieję, że tym razem już wszystko pójdzie cacy i wreszcie opublikuje ten komentarz! Pomarudziłam ci już na FB odnośnie tego co się działo wcześniej gdy byłam w trakcie pisania komentarza, więc nie będę się już powtarzać :D
    I po raz kolejny.... Kocham BJ! *___* I wybacz, że dopiero teraz komentuję... to się już niepowtórzy! Naprawdę!

    Jezu ten blog jest genialny! I naprawdę jest mi ciężko oprzeć się pokusie przeczytania reszty na Onecie, ale nie zrobię tego! Nie poddam się! Wytrzymam Ann! Obiecuję ci to!

    Geeez! Tyle się działo w tych dwóch ostatnich rozdziałach, że nie wiem od czego zacząć! To włamanie... o ja! Czego oni szukali?! I ta księga, która w bibliotece okazała się pusta... Ale ja wiem, że to tylko jakaś podpucha, bo coś musiało być w niej! Tylko teraz pytanie: co takiego? Intrygujesz Ann, intrygujesz!

    Hmmm... mam dziwne wrażenie, że osoba, która będzie miała tą szramę na policzku zrobią przez Nate'a, będzie ten kolega Hayley ze studiów... Wybacz, zapomniałam jak on się zwał XD Nie wiem czemu ale po prostu mam takie przeczucie i będę się przy tym upierać, aż mnie uświadomisz inaczej! XD Tak Mikulina to cholerny uparciuch, ale o tym to już wiesz :D Hah! Shee pewnie jest w niebie, bo ten drugi to blondyn jej! XD Jestem święcie przekonana, dlatego szczyla tu tak szybko przywiało hahaha :D

    Tyyy... ten spoiler u góry trochę mnie rozwalił, no ale nic nie poradzę :D Teraz jeszcze więcej pytań pojawiło się w mojej głowie odnośnie całej fabuły - ale tak jak zapowiedziałam wytrzymam Ann! :D

    Nate! Kocham go! Kocham tego cholernego pscyhopatę! Ktokolwiek podrzucił ową wiadomość Hayley, wyraźnie zainsynuował iż Wilk chroni Owcę. A kto jest Wilkiem, a kto Owcą, nie jest trudne się domyślić.... Tylko kto jest Lisem?! O.o Tyle pytań Ann!

    Ahhhh!!!!!!! I kto jest w tym domu! Ann!!! Po raz pierwszy chcę szybciej rozdział tutaj niż na SD! I ja wcale tu nie żartuję! *____*

    No nic, życzę ci weny! Pogadać to my popaplamy na fb czy gdzieś tam :D Ciaooooo ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mówiłam, że za to Wasze kończenie w nieodpowiednim momencie, będę się mściła dwukrotnie. >devil< A to przecie dopiero początek opowiadania... Muahahahaha!

      Usuń
    2. Aż chyba przemyślę swoje postępowanie :X

      Usuń
    3. No dooooobra, będę już grzeczna :X

      Usuń
  8. Przeczytałam prolog i te dwa genialne rozdziały, czuję niedosyt. :C

    Powiem ci, że dawno nie czytałam tak dobrego bloga. *,* Piszesz naprawdę cudownie.. Te opisy, te dialogi, te emocje, przemyślenia. No to wszystko jest po prostu wspaniałe.

    To smutne, że miłość może zmienić się w takie COŚ, nie wiem nawet jak to nazwać. Kurde, kochają się, a później nienawidzą. Zastanawiam się, o co chodzi z tym włamaniem i jakie problemy ma Nate. Może zadarł z jakąś mafią, haha. xD No i bardzo poruszyło mnie zachowanie wobec żony. W pewnym momencie myślałam, że ją pobije albo zrobi coś jeszcze gorszego... No i ten tekst: "Tylko do tego się nadajesz." Masakra. :/

    No i... kim jest tajemnicza złodziejka, która nagle jest wszędzie. Coś czuję, że to jednak nie ona wysyłała te dziwne, przerażające sms'y. Może ona po prostu jest taką zmyłką, no nie wiem.. xd ^^

    No i tak swoją drogą niektórzy taksówkarze rzeczywiście potrafią być upierdliwi. xD -,-

    Końcówka... Końcówka tego rozdziału była najlepsza. Aż miałam ciarki. Kto to jest, czego chce? Tyle pytań... ;________; Mam nadzieję, że niedługo otrzymam na nie odpowiedzi.

    Co mogę jeszcze powiedzieć. Masz olbrzymi talent, którego szczerze zazdroszczę. ^^ Będę z niecierpliwością czekać na kolejny rozdział! ;D

    + Sia "Breathe Me".. Ach i och. <3

    Pozdrawiam cieplutko! ;*

    OdpowiedzUsuń
  9. O lol ! Nie mogę...dobra kilka wdechów jeszcze...
    Jak w ogóle Renard może tak traktować Hayley- chyba jedyną kobietą, która kocha jego wszystkie wady z brakiem nią zainteresowania razem wziętych ?
    Ogólnie czytało mi się bardzo lekko i nawet nie wiedziałam, że tak szybko mi zleci. Boję się, że ktoś ją porwie ! Tak, na pewno tak będzie. I wtedy niech swoje dupsko ruszy zasrany Nate i niech ją uratuję, bo jest jej chociaż to winien. Jejku ! Jak ja go nienawidzę po tym rozdziale.
    Ona jest bachorem ? Nie, ona po prostu jest delikatna i potrafi kochać, a nie tak jak on bezuczuciowy, zadufany w sobie robot. Mam nadzieję, że kiedyś los się na nim odgryzie, a po tej akcji w bibliotece, widać że już ktoś na niego ostrzy ząbki. I dobrze, bo mam nadzieję, że ten lis go trochę pogryzie, byle nie za bardzo, a jak tak zrobi to będę się wtedy śmiała i śmiała ! ( pewnie i płakała, bo ja taka już jestem) Chciałabym żeby Hayley pokazała pazur i stała się silniejsza.
    Znalazłam też jedną literówkę "troki" powinny być kroki.
    Zdań nie zaczynamy od a,bo,że,no,więc a tu proszę bardzo ^^
    1.'Więc i moje wykształcenie stanęło teraz pod jednym wielkim znakiem...'
    2."A kiedy i ta czynność przestała mi..."
    Czekam niecierpliwe na kolejny rozdział i kurde jeszcze skończyłaś w takim miejscu, nie no zaraz przeskoczę ten płot i zobaczysz !
    Pozdrówka i zabieraj się do pracy, Ann ;**
    ~Miss Shy

    OdpowiedzUsuń


,,Na podstawie Ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych z dnia 4 lutego 1994 r., publikator: Dz. U. 1994, nr 24, poz. 83, tekst jednolity: Dz. U. 2006, nr 90, poz. 631 oświadczam, że wszelkie prawa do publikowanych przeze mnie materiałów należą wyłącznie do mnie i niniejszym nie udzielam zgody na wykorzystywanie moich materiałów do jakichkolwiek celów bez mojej zgody."

Szablon: Dostosowany do przeglądarki Google Chrome w rozdzielczości 1366 x 768.

Cytat z belki: ,,W życiu bowiem istnieją rzeczy, o które warto walczyć do samego końca." należy do Paulo Coelho i pochodzi z książki pt. ,,Na brzegu rzeki Piedry usiadłam i płakałam..." [Informacja o Autorze nie zmieściła się na belce]

Pokochali